Przedsiębiorca (przez osoby starszej daty, w tym moją własną matkę, nazywany również prywaciarzem) sam sobie sterem i okrętem, wkrętem i śrubokrętem. Brak szefa oznacza jednak, że musimy sami sobą zarządzać i nikt nam nie powie, co i kiedy mamy zrobić.
Prowadzenie własnej firmy to marzenie niejednego pracownika korporacji. Wielu przedsiębiorców z kolei wolałoby przejść na etat. Doskonale to znamy: wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Chociaż ja z natury jestem marudą, nie wyobrażam sobie już pracy na etacie. Ale nie od samego początku byłam świadomą i spełnioną businesswoman (bliżej mi było raczej do biznes wombata). Po kilku latach udało się wypracować mechanizmy, które usprawniają pracę. Pozwólcie, że podzielę się z Wami wnioskami. Od razu zaznaczam, że nie opracowałam rewolucyjnej metody, dzięki którym ogarniam wszystko w godzinkę tygodniowo, albo wszystko ogarnia się samo.
• CZAS I ENERGIA
Zarządzanie czasem. Tak, wiem, zaraz ktoś powie, że nie można zarządzać czasem, można ewentualnie zarządzać sobą w czasie. Ja pójdę o krok dalej (ha!) i powiem, że czas jest przereklamowany i zdecydowanie lepiej sprawdza się zarządzanie energią. To znaczy, że jeśli dopada mnie zmęczenie i spadek koncentracji, robię sobie dłuższą przerwę lub kończę pracę. Nie próbuję za wszelką cenę dokończyć zlecenia lub zaplanowanej na dany dzień części, bo wiem, że spędzę później dwa razy więcej czasu przy korekcie. Takie strzelanie do zwłok nigdy się nie sprawdza.
Pracuję w trybie interwałowym, to znaczy w czasie pracy robię sobie regularne przerwy. Taki system jest dla mnie wybawieniem zwłaszcza przy długich, żmudnych zleceniach. Polecam wariacje na temat techniki pomodoro: w oryginale 25 minut pracy i 5 minut przerwy. W czasie przerwy można zrobić sobie kawę albo kilka pompek, albo jedno i drugie.
• DYSCYPLINA I DOBRE NAWYKI
Godziny pracy na etacie i zadania wyznaczane przez przełożonych w dużej mierze narzucają strukturę i rytm pracy. Przedsiębiorca natomiast sam musi decydować co i kiedy będzie robić.
Wszystkim przedsiębiorcom, którzy walczą ze sobą przed zabraniem się do pracy, polecam „Jedną rzecz” autorstwa Gary’ego Kellera i Jaya Papasana. Autorzy twierdzą między innymi, że silna wola jest zasobem, który – jak każdy inny – prędzej czy później się wyczerpie, a wyświechtana powiedzenie „chcieć to móc” nie zawsze się sprawdza. Dlatego tak ważne jest wypracowanie zdrowych nawyków, żeby nie zdawać się na łaskę i niełaskę motywacji i inspiracji.
Codziennie wstaję o tej samej godzinie (chociaż przecież nie muszę, bo kto przedsiębiorcy zabroni spać do południa) niezależnie od tego, co mam do zrobienia, i dzięki temu po pierwsze nie muszę się nad tym zastanawiać, a po drugie nie muszę się do tego zmuszać i przekonywać samej siebie, że to dobre i słuszne.
• ORGANIZACJA I PLANOWANIE
Przywiązanie do kalendarza i kompulsywną potrzebę notowania mam jeszcze z poprzedniego życia, w którym byłam sekretarką. Nigdy nie zakładam, że zapamiętam, po prostu zapisuję, regularnie przeglądam kalendarz i nie obciążam pamięci. Pod koniec każdego dnia pracy mam zarezerwowany czas na planowanie kolejnego dnia, dzięki temu odchodzę od biurka z poczuciem, że wszystko mam pod kontrolą i wiem, czym będę się zajmować kolejnego dnia. W piątek robię podsumowanie tygodnia. Sprawdzam, co udało mi się zrobić, z czego jestem zadowolona, na czym poległam i staram się wyciągać wnioski.
Planuję zarówno pracę, jak i przyjemności/odpoczynek, chociaż przyznam, że odpoczywanie nie jest moją mocną stroną. Ostatnio całkiem nieźle wychodzi mi przekonywanie samej siebie, że odpoczynek jest integralną częścią pracy i bezpośrednio przekłada się na jakość tłumaczeń.
Drodzy przedsiębiorcy, przedstawiciele wolnych zawodów, jakie są Wasze metody na uporządkowanie życia zawodowego?